wtorek, 12 lipca 2016

Śniadanie na trawie


Lubię leniwe soboty. Zwłaszcza latem. Bez pośpiechu można wypić rano kawę, zjeść coś w tempie sprzyjającym trawieniu i nawet (szaleństwo) obejrzeć kawałek programu śniadaniowego. Wszystko to, oprócz oglądania telewizji, można zrobić w sobotę w Parku Źródliska, który wtedy zamienia się w park śniadaniowy.


Dla każdego coś miłego

Super jest to, że każdy (niezależnie od tego na jakiej jest diecie) może tam coś zjeść i czegoś się napić. Mają wszystko, czego dusza zapragnie (od kiełbasy po chia pudding). Można przy okazji zajrzeć do Tubajki i zamówić sobie pyszną kawę albo kawałek naprawdę dobrego ciasta. Można przyjść z kotem, psem, dziećmi, przyjechać na rowerze, a  potem jeść, pić i opalać się. Dla chętnych są też dostępne różne aktywności sportowe, a dzieci na pewno nie będą się tam nudzić.

Bez deszczu

Bardzo fajny pomysł z tym parkiem śniadaniowym. Jeżeli ktoś nie ma balkonu albo ogródka, a chce zjeść śniadanie na świeżym powietrzu, to powinien się tam wybrać.
Zamawiam ładną pogodę do końca wakacji na sobotnie poranki. Potem może padać.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Moda na loda




Są tacy, których nie kręci czekolada (nie rozumiem) i tacy, którzy nie przepadają za smakiem chałwy czy marcepanu.  Nie znam natomiast nikogo, kto przyzna się do tego, że nie lubi lodów. Chyba nie ma takich ludzi. Pewnie są tacy, którzy wolą smaki klasyczne (śmietankowe) i tacy, którzy wolą poszaleć (arbuzowe), są fani lodów na bazie mleka i ci, którzy uwielbiają sorbety. Towarzystwo lodomaniaków jest zróżnicowane, ale to bardzo liczna grupa. Myślę, że większa niż ta, która skupia fanów czekolady (to moja prywatna obserwacja).

 

Naturalne

Lody, tak jak czekoladę można kupić chyba wszędzie. I coraz częściej na ulicy. Tak jak kiedyś. W Łodzi od jakiegoś czasu otwierają się lodziarnie, co bardzo mnie cieszy, bo człowiek nigdy nie wie, kiedy mu przyjdzie ochota na loda. Znowu przypadek spowodował, że w ubiegłym roku często pokonywałam trasę Północna - Manufaktura. I na tej trasie rok temu otworzyły się Lody naturalne przy Manufakturze. Nie dopytywałam, jak bardzo są naturalne, ale z pewnością są pyszne. W 100%.

Szał smaków

Szał totalny. Wszystkie czekoladowe smaki są tak czekoladowe, że można oszaleć z rozkoszy. Śmietankowe są naprawdę śmietankowe. Mają też mój ulubiony karmel z solą i różne awangardowe mieszanki. Wczoraj, na przykład, można było spróbować moreli z kolendrą. W związku z tym, że nie wszystkim podoba się okolica, to można kupić lody na wynos i zjeść je w spokoju w innych okolicznościach przyrody. A na fejsbuku jest dostępna codzienna aktualizacja smaków.
Super pomysł.

czwartek, 5 maja 2016

Fajne melodie


Jest taki zespół. Są z Polski. Śpiewają po polsku i jest ich troje. Ubierają się ciekawie i można kupić se coś od nich. Na przykład płytę w bardzo ładnym opakowaniu i z bardzo ładną zawartością muzyczną. Pośrednio jestem w posiadaniu tych płyt. A zupełnie bezpośrednio widziałam ich na żywo. I to był czad.

Jeszcze, jeszcze

Nazywają się domowe melodie i wszyscy troje mają bardzo białe zęby (zwłaszcza pan Staszek). Pięknie grają na instrumentach. Do tego pięknie śpiewają o różnych sprawach i ludziach. I widać, że to śpiewanie sprawia im dużo frajdy. A ludzie szaleją. Znają na pamięć teksty ich piosenek i chcą więcej. Koncert bez końca aż ręce bolą od klaskania.

Grażyna i Świnia

Mam nadzieję, że jeszcze usłyszę Zbyszka w Łodzi. I Grażynę. I Świnię. Kto lubi fajne melodie powinien z domowymi się zaprzyjaźnić.

Fajne melodie, fajna energia. Niech tak zostanie.

Dla tych, co jeszcze nie słyszeli i nie znają tej historii:
Zbyszek :-)

P.S. Kolekcja płyt pana Michała bezpośrednio wpływa na poszerzanie moich horyzontów muzycznych.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Z piekarnika



Kilka lat temu odkryłam, że pieczenie może być bardzo relaksującym zajęciem. Zwłaszcza kiedy kończy się sukcesem. A sukces był prawie zawsze - wychodziły mi z prodiża przeróżne ciastowe cuda - pachnące i w 100% jadalne. Tak to się zaczęło i nie mija - ciasto musi być. I musi być upieczone w domu, bo tym sklepowym nie ufam (są wyjątki, oczywiście, ale gotowe ciasta kupuję tylko w wyjątkowych sytuacjach).

Za dużo

W związku z tym, że biznes kulinarny osiąga swoje maksimum, to w zakresie kuchni możliwe jest chyba wszystko i wszędzie. W telewizji sześciolatki serwują foie gras, na fejsie co druga fotka to zdjęcie talerza z zawartością, na YouTube foodbooki,  tu jakiś Street Food Festival, tam Restaurant Week - oszaleć można. Nagle wszyscy chcą jeść, smakować i dzielić się swoimi doświadczeniami z kuchni. Dużo tego, za dużo.

Nie...zwykła kuchnia

Nadmiar męczy, ale też jest niebezpieczny, bo można się w nim zagubić i przeoczyć to, co naprawdę fajne i wartościowe. Można obejść półkę z setką tytułów w Empiku i nie zauważyć Nie...zwykłej kuchni Kingi Paruzel, w której jest przepis na tak pyszny sernik, że można oszaleć. Z mascarpone, kawą i gorzką czekoladą (strona 288). Coś niesamowitego. A jak już się go zrobi, to wygląda jak na zdjęciu w tej właśnie książce (to się rzadko zdarza). Bardzo ciekawa lektura, nie tylko w kwestii deserów.

wtorek, 15 marca 2016

Dove love

Zima jest zła, a kaloryfery są jeszcze gorsze. Zimą trzeba sie ciepło ubierać, myć sie cieplejszą wodą, bo zimno, no i podgrzewać zmarznięte ciało kaloryferem, żeby nie zwariować. Nienawidzę zimna i Polska z pewnością nie jest moim rajem klimatycznym (sorry, Polsko). Niestety, jest jak jest i muszę jakoś sobie radzić z przeciwnościami losu. 

Skleroza





Ciemno, zimno i skóra mnie swędzi. Wysuszona od kaloryferów i zmęczona od noszenia swetrów. Okropność. No i nic mi sie nie chce, a tym bardziej marnować cenny czas na smarowanie powierzchni ciała dwa razy dziennie balsamem. Szukam więc wyjścia z trudnej sytuacji i wracam do dawno nieużywanych  żeli pod prysznic Dove. Zapomniałam o nich. Przytłoczyły je modne olejki do kąpieli, które oszałamiają zapachem, ale ... nie nawilżają.

Byle do wiosny


A Dove naprawdę działa. Niestety, trochę przydusza zapachem, ale co tam, przynajmniej nie muszę sie drapać po wysuszonych plecach za każdym razem kiedy się schylam, żeby zawiązać sznurówki. I to jest ekstra. Balsam tylko wieczorem, a rano mam więcej czasu na śniadanie w miłym towarzystwie czarnego kota. Teraz w łazience rządzi wersja z pistacją. Mam też zrobiony zapas na kolejne miesiące bez słońca :-)

P.S. Wczoraj spadł śnieg.

niedziela, 6 marca 2016

John Frieda może się schować




Miękkie i lśniące włosy jak w reklamie - marzenie, niestety, trudne do spełnienia. Żeby się spełniło, trzeba się nieźle napracować. A ja jestem leniwa i mi się nie chce. Moje włosy nie są problematyczne, ale łatwo jest je obciążyć i wtedy wyglądają naprawdę słabo. Przetestowałam hektolitry różnych produktów do włosów, niektóre były lepsze, inne gorsze, ale chyba nigdy nie były tanie. Niestety, reklama działa, a za reklamę trzeba płacić.

Beer

A tymczasem, można znaleźć na półce w supermarkecie bardzo dobry polski szampon za niecałe 6 PLN.  Fajna buteleczka z żółtą naklejką, na której prezentują się szyszki chmielu i kufel piwa z pianką. No i magiczne słowo beer. To mi przypomina metody mojej babci - jakieś jajko, ziołowe mieszanki, olej rycynowy itp. - wszystko po to, żeby włosy były ładne.  Gdybym miała dużo czasu, to może jakąś jajecznicę bym sobie zaaplikowała na głowę, ale nie mam. No i jestem leniwa - jak wspomniałam wyżej. No więc wkładam ten szampon do koszyka, bo lubię piwo i  okazuje się, że jest super.

Dla każdego coś miłego

Szampon piwny, bo tak się nazywa, firmy  BARWA jest przeznaczony do włosów matowych i cienkich, czyli takich jak moje.  Ma dodawać blasku. Dodaje. Ma nawilżać, odżywiać, regenerować włosy i skórę głowy. Robi to. Super, że nie podrażnia skóry, bo tego bardzo nie lubię, a zdarzało mi się to wielokrotnie kiedy używałam drogich szamponów. Okazuje się, że BARWA ma taka gamę szamponów, że każde włosy coś tam dla siebie znajdą. Warto poszukać.

niedziela, 14 lutego 2016

Zdrapka

Czasami trzeba sobie zrobić zdrapkę. Odświeżyć i wygładzić skórę. Efekt dobrej zdrapki jest wart czasu poświęconego na jej rozsmarowywanie i drapanie. Oczywiście, zdrapka zdrapce nierówna. Są zdrapki, które w ogóle nie drapią (tak, tak, są takie na sklepowych półkach), są też takie, które udają, że drapią, a tak naprawdę oblepiają skórę warstwą oleistego czegoś, są też takie zdrapki, które spełniają swoje podstawowe zadanie, czyli usuwają martwy naskórek, do tego pięknie pachną ... niestety, kosztują o wiele za dużo.

Serce i rozum

Balsamu do ciała sama sobie nie zrobię. Ale super peeling na pewno. Będzie robił to, co ma robić i będzie ładnie pachniał. I nie będzie mordował mojego portfela. Najlepszy peeling na świecie, czyli peeling kawowy sprawdza się zawsze (minusem jest to, że nie wszędzie, bo trochę brudzi otoczenie). Odkryłam go kilka lat temu, dzięki Nissiax83 i za każdym razem, kiedy moja ręka sięga po taki produkt w sklepie, głowa szybko podpowiada: NIE, KAWOWY I TAK BĘDZIE LEPSZY.

Kawowo

I tak jest. Jest najlepszy. Chyba że ktoś nie znosi zapachu kawy (ja lubię). Ten peeling nie ma sobie równych. Kawę i sól mam na zawsze pod ręką i, bądźmy szczerzy,  nie muszę się drapać Lavazzą. Tańsza kawa też zadziała. Fajnie, że Nissiax podzieliła się tym przepisem: https://www.youtube.com/watch?v=Rg13b5ErO1w
 
 

Dziękuję:-)

piątek, 29 stycznia 2016

Nie!


Nie mam czasu na (a może nie mam ochoty) na zerkanie do lusterka i  sprawdzanie czy mi się kolor na ustach rozmazał i mam go na zębach, czy może całkiem go zjadłam, czy zjadłam go częściowo i trzeba gdzieś domalować itp. - lista problemów ze szminką jest długa. 
A do tego brzegi kubka usmarowane czerwienią. No nie! To mnie wkurza.

W kolorze


Ale podkolorowane usta wyglądają lepiej. Nie tylko usta, cała twarz dzięki odpowiednio dobranemu kolorowi pomadki wygląda lepiej. I ja chcę to lepiej, tylko w wersji light, czyli dla leniwych i takich, którzy lustro widzą dwa, maksymalnie trzy razy dziennie (czerwona szminka bez lusterka - tylko dla odważnych).

Elegancko

Co zrobić, żeby móc korzystać z wersji light? Znaleźć pomadkę, która w tej wersji się sprawdzi. To nie jest niemożliwe, bo ja taką znalazłam. To Revlon -  ColorBurst Lip Butter w odcieniu Berry Smoothie. Kolor tej szminki (balsamu) jest super uniwersalny i wydaje mi się, że pasuje każdemu. Nadaje ustom bardzo przyjemny odcień różu - dyskretny, ale jednocześnie widoczny i taki jakby ... elegancki. Przy okazji nawilża i to, co najważniejsze dla mnie, daje się nałożyć z zamkniętymi oczami.
P.S. Niestety, brudzi kubki, ale ... i tak uwielbiam tę szminkę. To mój must have. Na zawsze.




sobota, 9 stycznia 2016

Firanka


Fajnie jest mieć fajne rzęsy. Fajnie też jest mieć coś, co sprawia, że rzęsy są jeszcze fajniejsze.
A z tym nie jest łatwo. Najczęściej tusze do rzęs sklejają je i robi się efekt G na powiece. Albo się rozmazują i osypują i też jest do D. Ciężko jest trafić na tusz, który będzie się zachowywał poprawnie.  Piękne firanki, które pokazują w kolorowych magazynach to najprawdopodobniej zasługa jakiegoś programu do upiększania urody. 

Mnogość



Nie wiem ile opakowań tuszu do rzęs przerobiłam w moim życiu. Nie liczyłam, ale pamiętam te lepsze, czyli od Factora, L'oreal, Bourjois i może jeszcze coś dobrego kiedyś się przewinęło przez moje oczy. Wybieram raczej średnią półkę cenową, ponieważ wiem, że po 2, maksymalnie 3 miesiącach i tak trzeba będzie się pożegnać i kupić następne opakowanie, a poza tym, nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć w tzw. międzyczasie (przepraszam, przepraszam za to straszne słowo).

Dobre - lepsze


Przypadkowo weszłam w posiadanie  próbki tuszu Estee Lauder Sumptuous Extreme i zastanawiam się nad kupnem wersji standardowej. Coś niesamowitego to mazidło robi z rzęsami. Nie wiem, czy to zasługa ogromnej szczoteczki, czy mazidła samego w sobie. W każdym razie, dzięki niemu moje rzęsy stają się ulepszoną wersją samych siebie. Ulepszenie robi wrażenie - rzęsy są dłuższe, grubsze, ale wyglądają bardzo naturalnie. Czerń trzyma się cały dzień, a za szkłami okularów przetrwała już kilka deszczy ze śniegiem.